Długość przyponu – drgająca szczytówka

Długość przyponu – drgająca szczytówka

Mówiąc całkiem poważnie, przekonałem się jak duże znaczenie może mieć długość przyponu przy połowie na drgającą szczytówkę. Wyjątkowo lubię feederować i muszę przyznać, że gro wędkarskiego czasu spędzam właśnie na tego typu wędkowaniu. Stosując do tej pory przypony o długości od piętnastu do trzydziestu centymetrów, byłem przekonany, że bez względu na warunki, nie popełniam żadnego błędu. Tak było w istocie. Łowiłem na wielu zbiornikach i z reguły wracałem z rybami. Oczywiście nie zawsze były to okazy, ale „pusta siatka” zdarzała mi się nader rzadko. Tego dnia miałem o wiele za dużo brań jak na moją wytrzymałość. Owszem, brzmi to dość śmiesznie, ale wczujcie się w moją rolę. Branie za braniem, a efektów nie widać. Każde zacięcie kończy się totalnym blamażem.

Rzetelnie mówiąc, to mimo dużego doświadczenia, nic nie rozumiem. Zmieniam przynętę z mojej ulubionej kukurydzy na białe robaczki i to samo. Zakładam czerwonego i po zacięciu wyjmuję z wody pusty haczyk. Robię, tak polecane, kanapki: czerwony z białym, biały z kukurydzą, kukurydza z czerwonym i doprawdy zachodzę w głowę – dlaczego nie mogę skutecznie zaciąć?

Ryby krążą, bobrują w zanęcie. Nawet wiem, że to leszcze, bo śluz pozostający na żyłce i haczyku nie pozostawia żadnych złudzeń.

Chyba zacznę eksperymentować z przyponem. Zmieniam na najkrótszy z jakim miałem dotychczas do czynienia, bo dziesięciocentymetrowy i… bez zmian. Wydłużam przypon, po kolejnym braniu do „niebotycznej” długości pół metra i dalej jestem doprowadzany do rozpaczy.

A może metr? Podobnego „wariactwa” jeszcze nie uprawiałem. Po zarzuceniu brania „jak ręką odjął”, od dobrych dziesięciu minut nic się nie dzieje. Odeszły? Nie – szczytówka zamiast zadrgać wygina się raptownie i to tak, jakby chciała wyskoczyć z wędziska. Nawet nie muszę zacinać. Jest! Jest pierwszy i mam nadzieję nie ostatni.

Zaczęło się prawdziwe łowienie. Dość rzadkie lecz pewne brania upewniły mnie, że tym razem trafiłem w sedno. Zastanawiając się nad wyjątkową skutecznością długiego przyponu, doszedłem do wniosku, że tym razem leszcze wyjątkowo długo bawiły się z przynętą nim postanowiły ją pochwycić.

Krótki przypon powodował, że nim porządnie zassały, wydzierałem im przynętę z pyska. Przy metrowym przyponie szczytówka nie rejestrowała odwiedzin, dzięki czemu mogłem wykonać cięcie w odpowiednim do tego czasie. Zauważyłem także, że po powrocie do samej kukurydzy, ilość brań wzrastała, gdy zakładałem na haczyk nie jedno, a dwa lub trzy ziarna. Wiązało się to także ze wzrostem ciężaru łowionych ryb. Cóż, człowiek uczy się przez całe życie i nie ma od tego wyjątku. Moim zdaniem – to dobrze.